Nie ma to jak popełnić naraz dwa głupstwa.
Po pierwsze - dla tych co znają ten archaizm - Netykieta. Co to do cholery za obyczaje by nowy użytkownik zakładał od razu wątek na forum!
Po drugie - wątpliwym wielce jest uznać, że jednak te słowa kiedykolwiek dotrą do adresata. Już lepiej byłoby wysłać papierowy list do SP mając nadzieję, że ktoś będzie miał dobry dzień i przekaże osobie zainteresowanej dziwną przesyłkę.
Ale jednak. Piszę, kliknę "wyślij", niech się dzieje wola Nieba.
Otóż.
Otóż już dawno chciałem napisać te słowa do Kazika. Na list być może faktycznie kiedyś się skuszę, czemu nie. Póki co "Forum Internetowe", bo poczułem odwagę. Jakoś tak. Spontanicznie.
Jestem facecikiem który kiedyś pisał na starym forum. Prowadzę swoje zwyczajne życie. Czasem fabryka i słuchanie "Tan"u w autobusie po drodze do pracy, ostatnio trochę lepiej, ambitniej, więcej. Ale rzecz nie w tym.
Pisałem pod tym internetowym adresem wcześniej. A frustracje rozmaite i nieuzasadnione przekonanie o swojej wyjątkowości i rozsądku skłoniły mnie w pewnym momencie do tego, aby być jednym z głosów negatywnych co do Ciebie, Kazimierzu.
Stary dziadu, lepiej by było gdybyś zszedł ze sceny dawno temu, w momentach chwały. Daj sobie spokój i nie obrażaj sam siebie i w ogóle nie rób nam wszystkim - z albumami wyeksponowanymi w salonie, naszywkami, biletami w antyramach itp. - siary kolejnymi wypierdkami na coraz to gorszych płytach. Pokochałem Cię a Ty się stajesz swoją własną karykaturą...
No i przyszedł taki dzień. Kraków, klub Kwadrat. 19.01.2013 roku (niedawno, faktycznie).
Jakoś tak odruchowo, trochę z ciekawości (bo KNŻ to mój projekt ulubiony a nigdy wcześniej na kaenżecie nie byłem!), trochę też z braku laku, w ramach mojego reunionu po powrocie z Wyspy wybrałem się z kolegami.
I szału nie było. Kilka obcych ludzi w ekipie - lekki dyskomfort. Dużo kawałków z "La Curvy" co do której ciężko mi się oczywiście przekonać (jak i wielu starym entuzjastom, taki nasz urok).
Ale jednak. Całkowicie nieoczekiwanie. Zacząłeś śpiewać "Czemu ach czemu". Czyli niby też nie coś, przy czym miałbym wielce wariować czy wzruszać się. Ale stało się.
Zobaczyłem gościa pod 50tkę, który pyta się konkretnie mnie - o co mi, kurwa, chodzi? Czemu to zrobiłem, czemu się czepiałem, po co mi to było? Czemu pełen amoku, krótkowzroczny, pisałem plugastwa do Ciebie czy na Twój temat, które miałem nadzieję (jak i teraz - a ironii losu się boję) że do Ciebie dotrą i że rzucisz wszystko w cholerę.
Facet którego rymów, tekstów (a zawsze wierzyłem - szczerych, co odwagi wymaga niebagatelnej, sam wiem pisząc teraz kilka słów na forum było nie było publicznem) słuchała moja żona nie znając mnie jeszcze. Gość, którego teksty znają na pamięć i nie bez przyczyny wszyscy moi nieliczni przyjaciele, za którymi skoczyć mogę w ogień i vice versa. Którego twórczość wychowała mojego kiero- człowieka który mnie awansował i nadał sens mojej egzystencji we współczesnych realiach ekonomiczno-społecznych.... Przykładów mogę mnożyć wiele.
Piosenki można pisać o dupskach, cyckach, Słoneczku i lecie. Czy o filiżankach (hit dnia wczorajszego). A jednak znalazła się taka osoba, która natchnęła całe pokolenia jakąś myślą. Krygująć się - myślcie po swojemu. I to najlepsze, najprostsze a zarazem najbardziej odkrywcze słowa które mógł usłyszeć gówniarz w latach 90tych, najtrudniejsze jakie można odebrać dziś - w czasach sprzedawania ludziom już nie tylko gówien materialnych ale i mentalnych. Za gruby hajs..
I nagle stanęli naprzeciw siebie - mały trollik, szara społeczna breja stukająca spontaniczne głupoty w internetach, życząca bliźniemu najgorszych... i ten niby grajek tylko, a tak naprawdę autorytet tysięcy wszerz i wzdłuż słupków demograficznych. I ten drugi pyta melodyjnie, choć w niezbyt hitowym czy arcy ciekawym kawałku - czemu ach czemu?
Dotarło do mnie - że sam właściwie nie wiem.
Jak to mówią: "1:0".
I tyle.
Nie wiem - wielu forumowiczów zagai coś o tym bym dał namiary na dilera czy tym podobne heheszkowe komentarze. Szrzecze? Lata mi to. Nikogo nie wybielam, nie interesują mnie afery z likusami itd. Wiem kim sam jestem, czuję się dobrze, nie muszę na siłę imponować obcym, losowym ludziom. Po prostu wiedziałem, że trzeba taki sygnał wysłać. Zwłaszcza gdy namiętnie wysyłało się pod tym adresem sygnały negatywne. Przyzwoitość tego wymaga. A że piszę nieskładanie może, chaotycznie, patetycznie? Może. Mało mnie to obchodzi.

Nie stałem się z dnia na dzień fanem najnowszych płyt "okołokazikowych". Hurra, La Curva, Prosto czy Poligono - niechętnie do nich wracam. Trudno. Czy Kazik zawsze ma rację? W każdym wywiadzie, sporze, ewentualnych medialnych aferach (sk rock, likus albo coś co mi umknęło) - nie wiem, być może nie.
Na przestrzeni ostatnich kilku lat poznałem bardzo wielu ludzi. Nie z klucza muzyczno-hobbystyczno-jakiegoś tam. Naprawdę przypadkowych o różnych stopniach wrażliwości, wiedzy, inteligencji. I jedno wiem - cieszę się z tego kim jestem a rozmaite rymowanki Kazelota znam na pamięć i albo ilustrowały albo czasem nawet kierowały moim życiem. I za to jestem wdzięczny, Nie potrzebuję już niczego więcej. Nie potrzebuję nowego albumu, który miałby mnie wypierdolić w kosmos jak KNŻ-PPP czy cuś.
Wystarczy, że miałem szczęście narodzić się w czasach tak genialnego artysty i widzieć go pare razy na żywo. Za to jestem wdzięczny.
Wystarczy. Narazka.
