Kurz po zeszłorocznej ruchawce związanej z zamknięciem strony staszewski.art.pl lekko już opadł. Dla przypomnienia: strona została zamknięta, bo Kazik wkurwił się na małe boksy reklamowe, które generowały się gdzieś na dole strony. Dyskusja była zażarta, Likus i pewu słali do siebie nawzajem listy otwarte, odpowiedzi na listy otwarte, odpowiedzi na odpowiedzi na listy otwarte, itede. Część osób stawała po stronie Kazika, część była zażenowana całą sprawą, a jeszcze inni zwracali uwagę na to, że koncerty Kultu bardzo często są obrandowywane i że czemu akurat teraz otoczenie Staszewskiego wysuwa działa z powodu małych okienek Google AdSense.
Minął rok z hakiem. Zapodałem sobie kaenżetową reminiscencję i puściłem w pracy "Tatę Dilera" - z oficjalnego kanału YouTube SP Records. Co się okazało: przed filmem musiałem obejrzeć przynajmniej pięciosekundowy fragment spotu Orange:

Żeby nie było: nie jestem przeciwnikiem zarabiania na swoich własnych tworach. Wręcz przeciwnie - jeśli się da, to rób hajs i nie pierdol, jak napisał wieszcz. Ale to, że akurat SP Records - najświętsza antykomercyjna dziewica, stało się partnerem YouTube'a [czytaj: Google'a], jest dość... obrzydliwe. Również w obliczu wydarzeń z 2011 roku.
Tym bardziej, że kanał SP jest duży, jak na warunki polskiego internetu. Łącznie prawie 37 milionów wyświetleń. Skądinąd wiem, że zyski z reklam [losowo!] generowanych na takim kanale mogą przynosić zupełnie niegłupie przychody.
No to jak to jest z tymi reklamami, Sławku Pietrzaku? Piotrze? Kaziku?