Zastanawiałem się , czy w ogóle pisać jakąkolwiek reckę, bo znów wyjdę na marudę i hejtera. Ale uznałem ostatecznie, że skoro założyłem wątek, to mogę polamerzyć
Zacznę od tego, że Tata 3 jest na pewno najbardziej nierównym albumem z całej trójki pod względem tekstowym – głębokie, dojrzałe wiersze sąsiadują z całkiem marną poezją na pograniczu grafomanii. Autor się rytmem niespecjalnie przejmuje, za to rymów częstochowskich nie unika... Trudno powiedzieć, według jakiego klucza twórcy płyty dokonywali wyboru tekstów (i czy w ogóle mieli jakiś wybór).
Mam wrażenie, że teksty na Tacie 3 są bardziej archaiczne i hermetyczne pod względem znaczeniowym, niż te na poprzednich krążkach. Wszystkie wiersze pochodzą sprzed paru dekad, ale wcześniejsze piosenki Tatowe były bardziej uniwersalne, jakby ponadczasowe, więc można było się utożsamiać z podmiotem „lyrycznym”. Przecież nie ja jeden miałem nadzieję na okoliczność z kurwami-wędrowniczkami, płakałem w klozecie z powodu wylanego kompociku, czułem wiatr we włosach pędząc wstęgą szos z królową życia i wybijałem drzwi łbem żabojada… No działo się w tekstach i w nas. Ale jakoś nie potrafię nocą szlochać o balustradę wsparty. No ni chu chu…
Nie jestem ekspertem od mowy wiązanej i nie wiem dokładnie, na czym to polega. Ale nawet jeśli nie wszystkie konteksty z Taty i Taty 2 były czytelne, to można było sobie stworzyć własne, bardziej współczesne opowieści. A piosenki z Taty 3 w większości wydają mi się dość obce i zrozumiałe wyłącznie w niewielkiej częsci, na jakimś elementarnym poziomie. A przecież trochę czuję klimat lat, w których powstały - to lata młodości także moich rodziców, którzy także potrafili o nich na swój sposób opowiedzieć.
Także muzycznie na Tacie 3 jest rollercoaster – dobre kawałki przeplatają się z gorszymi, takimi prawie „do kotleta”. Zabawa konwencją jest fajna, jeśli dotyczy 2-3 utworów na płycie, ale jeśli dotyczy większości, to granica między kiczem i pastiszem kiczu się najnormalniej w świecie zaciera. Wiem, że to inny zespół, inny flow, inne czasy i w ogóle wszystko inne, ale… No nie da się uniknąć porównań do Kultu z dwóch pierwszych części, a pod względem aranżacji i sprawności muzyków to zestawienie wypada zdecydowanie na korzyść Kultu.
Utwory, które mnie na płycie poruszyły są takie:
- 1947 – Fajny, energetyczny opener. No i dokładnie wiadomo, o czym mowa. Gdyby dać do radia, mógłby być przebój lata 2017, przynajmniej w moim domu,
- Ta droga była daleka – Jak wynika z przypisu w książeczce, to „wprawka stylistyczna”, więc historię trudno traktować serio. To łatwe, bo tekst jest grafomański i tak naprawdę o niczym. Czyli do wyrzygania będą grać w radiu i całkiem możliwe, że właśnie o to cho.
- Ogrodnik – Przypowieść biblijna, która na końcu okazuje się alegorią. Mam wrażenie, że był jakiś szczególny kontekst powstania tego wiersza, ale po półwieczu trudno go odczytać. Nie lubię ani egzaltowanego tekstu, ani ckliwej muzyki. Może sprawdziłyby się na płycie „Kazik sings gospel”.
- Most – Łzawa telenowela. Nie nastraja melancholijnie, za to męczy. Niektóre rymy i figury stylistyczne przerażają.
- Starszy asystent John – Zabawna ramotka. Pewnie 50 lat temu była hitem wśród studentów architektury, może niektórych absolwentów bawi do dziś. Czytelność: 2/10.
- Ay pee, ah yee – W westernowych klimatach Pan Stanisław był zawsze wiarygodny. Jedna z nielicznych piosenek, w której czuć ducha dawnego Taty.
- Jest między nami obcość – Nie rozumiem niczego: tekstu, muzyki, stylu, pomysłu ani powodu, dla którego ją nagrano. To pewnie żart muzyczny, ale trzeba by wytłumaczyć, na czym polega. A wtedy by już nikogo nie rozśmieszył.
- Gdybym miał kogoś – Bezapelacyjnie numer 1 na płycie. Mocny, przejmujący tekst, energetyczna muzyka. Kocham.
- Apel poległych – Chyba najmocniejszy tekst na płycie, ale zdecydowanie do przeczytania z książeczki. Sorry, ale muzyka nie towarzyszy treści - jest monotonna i toporna.
- Nie dali ojce – Jest głębia, moc i muzyka przyprawiająca o gęsią skórkę. Trochę mięknę.
- Nic nie słyszę – W ogóle odpłynąłem. Fajne wyciszenie, zmusza do refleksji.
Co mnie jeszcze drażni na płycie: w niektórych piosenkach, głównie tych sentymentalnych, Kazimierz na końcu wersów włącza wibrato. Sorry, ale brzmi to słabo i manierycznie. I po co ono jest?! Na dwóch poprzednich płytach z piosenkami Taty też były nostalgiczne utwory i Kazimierz zaśpiewał je po prostu, bez ozdobników, a miały mega moc!
Nie mam też pojęcia, dlaczego – moim zdaniem – dwie najsłabsze piosenki na płycie (Most i Ta droga…) są na Liście Przebojów Trójki. Na dodatek – o zgrozo! – całkiem dobrze sobie tam radzą. Ale to tylko potwierdza mój - zauważony kilka lat temu - rozbrat z linią zespołu. I to mój problem, a nie kogo innego.
Reasumując: jest całkiem możliwe, że nie jestem zdolny napisać obiektywnej recenzji z Taty 3. I nie jest to krygowanie się. Po prostu płyty Tata 1 i 2 miały tak olbrzymi wpływ na mój gust i rozwój muzyczny, że organizm broni się przed zaakceptowaniem innego stylu. Sądzę, że w ogóle to dobrze, że "Tata Kazika kontra Hedora" się ukazała i szczerze dziękuję. Ale na empetrójce z całego krążka – w efekcie eliminacji – zostało mi z 5-6 utworów. Ich słucham z przyjemnością, a pozostałych – w ogóle. Taty 1 i 2 słucham na okrągło prawie w całości.
Może „czwórka” będzie inna
