przez CZŁOWIEK - ŁOŚ » 10 kwi 2013, o 12:13
Ja to w ogóle nie ochłonąłem chyba jeszcze po meczu. Ten wynik w świetle całego spotkania jest tak surrealistyczny, że jak usiedliśmy po meczu na "jeszcze jednym", to było raczej niedowierzanie niż euforia.
No bo paradoks gonił paradoks: Santana daje ciała przy dwóch golach, po czym w doliczonym czasie zalicza asystę (przypadek) i bramkę (drugi przypadek). Reus nie istnieje przez cały mecz, ale robi asystę typu "stadiony świata" i strzela jednego z goli. Błaszczykowski, na którego powrót niecierpliwie czekano, gra mizernie. Nic, poza wybitną grą Lewandowskiego (najlepszy na boisku według mnie), nie było w tym meczu przyczynowo-skutkowe.
Dzieląc włos na czworo:
Borussii się generalnie nie należało. Grała chaotycznie i nieskutecznie, a Malaga dokładnie odwrotnie. Jak padła bramka na 2:1 dla Malagi, to raczej nie postrzegałem tego jako niesprawiedliwość (spalony), tylko jak "karę boską" za to, że Borussia miała swój los w ręku (Goetze) i go - jak się wtedy wydawało - wypuściła.
Ale to, co oni zrobili w ostatnich minutach, to był triumf woli.
Jojczenie Malagi, że Santana strzelił po spalonym, to jest właśnie wzorcowy przykład tej "histerii niesymetrii", o której pisałem parę dni temu:
jak my strzelamy ze spalonego, to przypadek,
jak oni strzelają ze spalonego, to jest spisek.
To jest smutne i takie... mało sportowe w sumie. Dzielna drużyna, nie pojechała do Dortmundu na stracenie, tylko grała o awans cały czas - a na koniec taki absmak.
Jedyne, o co Malaga może mieć żal do Ducha Gry, to że tak szybko przyszedł po swoje i wyrwał jej to, co parę minut wcześniej dał. Na siebie powinni być wkurwieni - mieli, tak jak parę minut wcześniej Borussia, swój los w swoich rękach, tylko dali go sobie wyszarpać.
_______________________________________________________________________
Ludzie żądają wolności słowa, by wyrażać swą wolność myśli, której unikają jak ognia.